Od lat przedwojennych, tj. przed 1939 rokiem, a także na początku okupacji hitlerowskiej Józef Sobik – brat Stanisława, pracował jako pomocnik kowala w kuźni swojego ojca. Terror władz okupacyjnych (Niemców) po wkroczeniu do Rybnika we wrześniu 1939 r. odczuwalny był na każdym kroku. Dlatego,
w 1940 r. Stanisław po przyjeździe z Węgier gdzie wysłany był jako konwojent dokumentów pocztowych, wraz z kolegami z rybnickiego gimnazjum przystąpił do tworzenia organizacji konspiracyjnej o nazwie Związek Walki Zbrojnej. W szeregi organizacji tej weszli między innymi członkowie zdekonspirowanych (przez zdradę) organizacji konspiracyjnych: Polska Organizacja Powstańcza (POP), Siła Zbrojna Polski (SZP), oraz Polska Tajna Organizacja Powstańcza – PTOP. Tworzona więc w 1940 r. organizacja ZWZ
w dużym stopniu składała się z tych właśnie walecznych członków którzy nie zrażeni dotychczasowymi aresztowaniami, nadal chcieli aktywnie przeciwstawiać się okupantowi.
Podczas obowiązkowej rejestracji przez Niemców ludności na okupowanych terenach tzw. palcówki (Fingerabdruck), w wypełnianym przez rodzinę Sobików formularzu napisali, że są Polakami, a macierzystym językiem jest język polski. Gdy więc podczas spisu Stanisławowi zwrócono uwagę na to, że jest Ślązakiem – a więc Niemcem, odpowiedział: „Jeżeli murzyn jest czarny, to nie może mówić, że jest biały”. Po kilku latach, gdy znalazł się w KL Auschwitz, gestapo przypomniało mu na przesłuchaniu te słowa.
Niestety, tak jak poprzez zdradę zdekonspirowane były wymienione wyżej organizacje konspiracyjne, tak i ZWZ zdekonspirowana została przez zdrajcę Jana Zientka – konfidenta gestapo z Rybnika. Około 60 osób członków organizacji ZWZ zostało aresztowanych w dniach 11-13.02.1943 r. i wywieziona do KL Auschwitz.
Stanisław z żoną Zofią oraz szwagier Jan Klistała byli aresztowani 12.02.1943 r., natomiast Józef Sobik i szwagier Wincenty Chrobot byli aresztowani 13.02.1943 r. i tego samego dnia przewiezieni z 60 osobami do KL Auschwitz. Po około pół roku od osadzenia w tym obozie Stanisław Sobik i Jan Klistała zostali rozstrzelani pod Ścianą Straceń dnia 25.06.1943 r. Józef Sobik, Zofia Sobik (żona Stanisława), Wincenty Chrobot przeżyli pobyt w obozach – doczekali się wyzwolenia i wrócili do domu.
W tym miejscu dopowiedzieć wypada zadanie Józefa w organizacji. Otóż, po aresztowaniu Kaszubów Andrzeja i Stefanii w których mieszkaniu miał siedzibę Sztab ZWZ, to mieszkanie było „spalone”. W tej sytuacji w porozumieniu z ojcem Staszek postanowił, że od czasu do czasu zebrania w większym gronie będą się odbywały w kuźni. W warsztacie zaprzysięgano także nowych członków organizacji. Kuźnia usytuowana była nieco na uboczu od ul. Wodzisławskiej, lecz naprzeciw restauracji Niemca o nazwisku
Zimoń. Do obowiązków Józef należało zatem pilnowanie, by zebrania i zaprzysiężenia odbywające się w kuźni nie zwróciły uwagi Niemców.
Do kuźni przychodzili ludzie z różnymi przedmiotami do naprawy ślusarskiej. Dlatego, kiedy członkowie organizacji stawiali się na zebrania czy do zaprzysiężenia, musieli mieć przy sobie coś do naprawy np. siekierkę do naostrzenia, wyszczerbione grabie metalowe do których należało wstawić ząb itd.
Zaprzysiężenia w kuźni miały wyjątkową ceremonię, gdyż na warsztacie ślusarskim stawiano krzyż i dwa świeczniki z zapalonymi świeczkami. Oczywiście nie było wtedy w kuźni nikogo więcej poza osobą odbierającą przysięgę, przysięgającym i dwoma świadkami. Józef zazwyczaj chodził w takim momencie przed warsztatem i pilnowałem, żeby nikt niepowołany nie przedostał się do środka warsztatu. Zaprzysiężenia odbywały się przeważnie wieczorem, co było okolicznością sprzyjającą, gdyż obowiązywało wtedy zaciemnienie okien. Z zewnątrz więc odnosiło się wrażenie, że warsztat jest nieczynny. Ciemność dużego wnętrza warsztatu rozjaśniało słabe światło pochodzące z dwóch świeczników ustawionych na stole ślusarskim. Odbierający przysięgę, zaprzysięgany i świadkowie stali w otoczeniu różnych przedmiotów z żelaza, wozów, kół i wygaszonych już palenisk kowalskich. Wszystko to sprawiało wrażenie mistycznego obrzędu!
Wracając do wydarzeń z obozu, w maju Józef uległ wypadkowi który rozmyślnie spowodował kapo komanda i Józef skaleczył się w rękę zardzewiałym gwoździem. Skaleczenie było dosyć poważne, powodujące obrzęk ręki i co wymagało wykonania operacji ręki bez znieczulenia, ale i to, że musiał przebywać w bloku nie wychodząc do pracy przez czas choroby. W tej sytuacji odwiedzał chorego Józefa bardzo opiekuńczy brat Stanisław. Jeden taki dzień był dniem wyjątkowym według wspomnień Józefa, a co zapisał w swoim pamiętniku:
[…] Dnia 24.06.1943 r. Staszek przyszedł do mnie przed apelem. Zapytał, jak się czuję, i czy czegoś nie potrzebuję. Odpowiedziałem mu, że potrzebuję czosnku. Czosnek był w obozie równie wielkim skarbem jak chleb, gdyż wierzyliśmy w jego właściwości bakteriobójcze i witaminowe. Staszek wsadził rękę do kieszeni i wyciągnął całą główkę. Wziąłem czosnek, po czym on niezdecydowanie powiedział, żebym mu dał parę ząbków. Lewą ręką rozłupałem główkę i dałem mu kilka ząbków. Staszek jednak nie odbierał ich, nie wyciągnął po nie ręki. Po chwili powiedział, żebym zostawił sobie całość.
Zdziwiło mnie to niespotykane dotychczas roztargnienie w jego zachowaniu. Oczy Staszka były jakieś inne niż zazwyczaj, widać w nich było smutek. Mało mówił i przyglądał mi się w taki sposób, jakby chciał się napatrzeć na zapas. Usłyszeliśmy sygnał na apel, więc podałem mu rękę na pożegnanie. Staszek przytrzymał ją i nie chciał odejść. Powiedziałem więc: „Idź, bo będą cię szukali”. Ale on nadal stał jak w transie i nie puszczał mojej ręki. Jego oczy i twarz jakby jeszcze bardziej posmutniały. Wreszcie puścił moją rękę i powiedział: „Bądź zdrów i zostań z Bogiem. Przyjdę jutro”. Potem odwrócił się i pobiegł na apel.
Gdyby kazano mi wymienić najbardziej wyjątkowy dzień w moim życiu, to był to ten właśnie dzień – pożegnania ze Stasiem. Było to przeżycie z pogranicza misterium. Staś przecież nie wiedział jeszcze, że po apelu zostanie wywołany do stawienia się w Schreibstubie. Noszę stale w sercu pamięć o tamtym dniu – jest on dla mnie jak święty obrazek oprawiony w złote ramki.
Tego właśnie dnia po apelu, Staszek, Alojzy Siąkała oraz Janek Klistała z naszego rybnickiego transportu, wraz z dziewięcioma innymi więźniami, wezwani zostali do Schreibstuby, która mieściła się w bloku nr 24. Poinformowano ich, że na polecenie oddziału politycznego przekazani zostają na blok nr 11, gdzie 25.06.1943 r. stanąć mają przed policyjnym sądem doraźnym. Nie wrócili już na swoje bloki, lecz odprowadzeni zostali na blok jedenasty.
O tym wszystkim dowiedziałem się jednak dopiero później. Następnego dnia po apelu wieczornym Staś nie przyszedł. Przyszedł natomiast pod okno mego bloku szwagier Wincenty i powiedział ze łzami w oczach, że Staszek został rozstrzelany wraz z Jankiem Klistałą i Alojzym Siąkałą oraz paroma innymi więźniami. Zdrętwiałem i zawyłem jak zranione zwierzę. Chciałem własnej śmierci, żeby połączyć się ze Staszkiem! Dobrze, że koledzy ze sztuby się mną zajęli, dzięki nim bowiem po jakimś czasie wróciłem do jako takiej równowagi psychicznej. Dopiero po kilku dniach dowiedziałem się od kolegów z bloku, co widzieli, kiedy Stasia i innych więźniów prowadzili na blok nr 11. Gdy przechodzili obok naszego bloku, Staś bardzo mocno wpatrywał się w moje okno. Zachowywał się tak, jakby wzrokiem chciał mnie przywołać i w ten sposób się ze mną pożegnać.
Opracował Jerzy Klistała
Postscriptum:
Na podstawie pamiętnika Józefa Sobika z Rybnika. Józef Sobik był wieziony w KL Auschwitz nr ob. 109841, w KL Gross-Rosen nr ob. 86378, w Aussenkomando Gross-Koschen, w KL Buchenwald
nr ob. 132609, w Natzweiler-Struthof (w południowo-zachodniej części Niemiec),