Link do części 1: https://metapolityka.pl/index.php/2023/03/13/kosciol-pod-obstrzalem-czyli-katolik-w-dobie-przesladowania-informacyjnego-czesc-1/
Autor: Tomasz Węgrzyn
Artykuł po raz pierwszy został opublikowany w roku 2018.
Cele długofalowe oraz niechęć do tomizmu
Gdy pytamy się o cele długofalowe to w zasadzie pytamy się o system norm społecznych wytyczający zasadnicze cele działań społecznych. Dla Kościoła byłoby to np. realizowanie zadań wyznaczonych przez Chrystusa. Na potrzeby swoich rozważań Kossecki taki system nazywa ideologią1. Zdaję sobie sprawę, że to słowo jest w wielu środowiskach wyklęte, niemniej na potrzeby rozważań z zakresu walki informacyjnej definicja Kosseckiego jest adekwatna. Ostatecznie skoro walka jest zdecentralizowana, a obiektem ataku jest każdy z nas, czyli społeczeństwo, to właśnie decydujący jest tutaj system norm (ideologia), którym się ono kieruje.
Wracając do naszego głównego wątku, gdy słucham ortodoksyjnych katolickich publicystów odbieram wrażenie, że pozytywnym punktem odniesienia jak i skarbnicą wiedzy o samym sobie (m.in. o głoszonej przez nas Prawdzie Objawionej) są prace Akwinaty oraz jego kontynuatorów. Szczególnie jeśli mówimy o Kościele od soboru trydenckiego do przemian po drugim soborze watykańskim. Przyczyn tego może być wiele. Jan Paweł II w Fides et Ratio [43] pisze:
„W epoce, gdy chrześcijańscy myśliciele odkrywali na nowo skarby filozofii starożytnej, a ściślej arystotelesowskiej, wielką zasługą Tomasza było ukazanie w pełnym świetle harmonii istniejącej między rozumem a wiarą. Skoro zarówno światło wiary, jak i światło rozumu pochodzą od Boga – dowodził – to nie mogą sobie wzajemnie zaprzeczać”. Dalej [44] wskazując na postawę (nie na detale konkretnych szczegółowych rozstrzygnięć) Akwinaty stwierdza, że „Słusznie zatem można go nazwać <<apostołem prawdy>>”.
Stosunkowo niedawno książkę o św. Tomaszu jako o filozofie wydał prof. Artur Andrzejuk. Przytoczę tutaj dwie krótkie tezy z tej publikacji. Po pierwsze Andrzejuk wskazuje, że Akwinata zredefiniował arystotelesowskie pojęcie bytu, a podsumowując:
„Można powiedzieć, że istota propozycji Tomasza polegała w gruncie rzeczy na odwadze naruszenia schematu Arystotelesa, przezwyciężenia jego metafizycznego paradygmatu, na co nie zdecydowali się filozofowie arabscy (…)”2
W celu sprawdzenia szczegółów proponuję zajrzeć do tej książki oraz innych publikacji, gdyż tutaj nie o metafizykę chodzi, a raczej o sugestię, którą zamieścił autor – tomizm nie jest arystotelizmem. Po drugie Andrzejuk wskazuje również istotną dla nas kwestię w podejściu Akwinaty:
„Jednak podstawowa nauka, jaka płynie z myśli Tomasza, jest taka, że to byt jest kryterium poznania i wobec tego to wierność rzeczywistości, a nie tekstom, nawet tekstom św. Tomasza, stanowi najważniejszą cechę tomizmu.”3
Zanim przejdę do wniosków w tej części rozważań chciałbym zwrócić jeszcze uwagę na wykład o. dr Michała Palucha OP pt. „Tomasz z Akwinu – zagrożenie dla teologii czy szansa?”4 z 2013 roku, dostępny na kanale YT „TVFidesEtRatio”. O. Paluch omawia w jego trakcie jego „osobisty dowód na wyjątkowość Tomasza” tj. wskazuje na trzy cechy występujące w jego pracach łącznie – 1) Możliwe szerokie obejmowanie Tradycji 2) Próba przedstawiania całościowej, spójnej wizji rzeczywistości 3) Koncentracja na argumentach oraz powstrzymywanie się przed manipulowaniem odbiorcą. W dalszej części zapytany o paradoksy (wykorzystywane przez niektórych teologów, w tym Ojców Kościoła) konkluduje, że takie (tj. paradoksalne, dialektyczne) rozumowanie można używać taktycznie, niemniej długofalowo nie możemy sobie pozwolić na rezygnację z zasady niesprzeczności.
Przechodząc dalej przytoczę kilka cytatów z książki złożonej z rozmów z siedemnastoma księżmi, którzy ostatecznie, po różnorakich przejściach życiowych, odprawiają „Mszę trydencką”5. Nie jest to rozprawa ani filozoficzna, ani teologiczna, ani historyczna lecz opis osobistych przeżyć, emocji i wspomnień.
Przykładowo ks. Henry Marchosky zapytany o swoją posługę w seminarium odpowiada na s. 86. „Nauczałem tam w latach 1952 – 1971. Po Vaticanum II zaczęli nauczać tego, czego naucza się w seminariach obecnie.”, a dalej „Nie chcieli już nauczać św. Tomasza. Zostałem wychowany na św. Tomaszu, nie pozostało mi więc nic do roboty. Również podczas II Soboru Watykańskiego nie trzymano się doktryny tomistycznej, w odróżnieniu od wcześniejszych soborów.”
Na stronie 211. czytamy odpowiedź ks. Stephena Zigranga zapytanego o formację teologiczną w seminarium:
„To było straszne, chociaż wówczas nie wiedziałem jeszcze, dlaczego! Zawsze dyskutowaliśmy z wykładowcami teologii moralnej i Pisma św. Pamiętam, jak wykładowca Pisma św., który był również rektorem, nauczał po prostu według Komentarzy do Biblii św. Hieronima autorstwa Raymonda Browna i jemu podobnych. Była to tzw. szkoła krytyczna (pogrubienie – TW), zgodnie z którą całe Pismo św. jest mitem. Zapytałem raz: „Jeśli to wszystko mit, czy nadal wierzymy w Eucharystię, w rzeczywistą obecność Chrystusa?”. Wykładowca odpowiedział: „Niektóre rzeczy nie są mitami”. Zapytałem się więc: „W jaki sposób określa ksiądz, które?”. Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie.”
Dalej (s. 212) zapytany o wykładanie św. Tomasza w seminarium odpowiada:
„Z filozofii antycznej wykładano Arystotelesa, ale filozofii średniowiecznej nie mieliśmy wcale. Nie studiowaliśmy św. Tomasza – ani na filozofii, ani na teologii. Zapytałem kiedyś: „Kiedy będę mógł zająć się św. Tomaszem?”. W odpowiedzi usłyszałem: „To już nie te czasy, nie jest ci to potrzebne”. Tak więc studiowałem Kierkegaarda i wszystkich tych współczesnych filozofów, ale nigdy nie widziałem na oczy Sumy teologicznej”.
Na stronie 66. czytamy odpowiedź ks. Briana Hawkera (wstąpił do niższego seminarium duchownego w 1966 r., a został wyświęcony w 1978 r.) na pytanie o drogę do tradycyjnej Mszy:
„Po święceniach uświadomiłem sobie, jak bardzo niewiele naprawdę wiem! Nie uczyliśmy się wiele w seminarium – nic z filozofii i prawie nic z teologii, przynajmniej z teologii tradycyjnej! Tak więc zacząłem samodzielnie czytać, ponieważ wiedziałem, że muszę się czegoś nauczyć! Zacząłem też rozmawiać z innymi księżmi, którzy byli starsi i mieli większe pojęcie o tym, czym powinien być Kościół. Zacząłem czytać o historii Kościoła, o Mszy i teologii.”
Poświęciłem tyle miejsca „apostołowi prawdy”, gdyż potrzebujemy spójną wizję świata, szanującą Tradycję, łączącą światło wiary i rozumu w oparciu o badanie realnej rzeczywistości wraz z koncentracją na merytorycznych argumentach.
Powyżej przedstawiłem pewne niepokojące sugestie związane z formacją kapłańska w (niektórych?) seminariach. Drugą kwestią jest tego długofalowe oddziaływanie na wiernych. Wcześniej przywołany ks. Kobyliński w niedawnym wywiadzie, dla kanału na YT Polonia Christiana, przytoczył, że we Włoszech pojawiły się publikacje wykazujące szerzący się tam „analfabetyzm religijny”. Stwierdził również, że „jest pilna potrzeba pogłębienia wiedzy religijnej, także w Polsce”6. Sugeruje on również, że wiedza wielu polskich katolików zatrzymuje się na przygotowaniach do pierwszej komunii. W gruncie rzeczy tę właśnie kwestię we wstępie do swojej książki poruszył Michał Krajski próbując zarazem w poszczególnych rozdziałach rozjaśnić kilka tematów, według niego szczególnie zaniedbanych w ostatnich latach. Wskazał on, że przyczyną obecnych problemów jest m.in. prowadzona przez instytucje kościelne „pedagogiki dojrzałości”, w ramach której „(…) ogół wiernych przypomina raczej profesorów. Nie ma więc sensu wymagać od nich tego, co jest wskazane dla początkujących, trzeba natomiast domagać się dojrzałości duchowej. Przypomina to sytuację w której ludziom daje się drabinę, aby weszli na jej szczyt, ale jednocześnie wyjmuje się dużą część szczebelków uznając je za zbędną pomoc”7. Innymi słowy nie dość, że zerwaliśmy z naszą tożsamością, to również osłabiliśmy propagowanie wiedzy jako takiej.
Jak łatwo zauważyć powierzchownie sygnalizowane tutaj zmiany, które zaszły w niektórych seminariach, idealnie wręcz dopasowują się do opisu zarówno wojny informacyjnej Brzeskiego, wojny dyfuzyjnej Sykulskiego jak i wojny IV generacji Kosseckiego. To co tam zaszło, można w skrócie nazwać przyjęciem wrogiej kościołowi ideologii (być może wskutek lobbingu, pokusy podsuniętej przez „ojca kłamstwa”, albo po prostu z głupoty) skutkującej obezwładnieniem tych organizacji ich własnymi siłami. Poskutkowało to znaczącym zubożeniem wiedzy o Kościele alumnów oraz odebraniem im „sita” ułatwiającego rozpoznawanie ziaren wśród plew. Ostatecznie więc praktyczne realizowanie kształcenia w tym zakresie zostało przeniesione ze struktury hierarchicznej (władze i wykładowcy seminarium) na każdego przyszłego księdza z osobna, czyli została zdecentralizowana. Ponadto w przynajmniej jednym seminarium całość została wzmocniona pchnięciem alumnów w zaśmiecającą umysł pułapkę permanentnego chaosu szkoły (teorii?) krytycznej, co dodatkowo odbierało im energię i czas tak konieczne do studiowania i rozbudowywanie swojej wiedzy. W podobnej sytuacji jest każdy wierny, z tą różnicą, że z uwagi na swoją profesję, z natury rzeczy najczęściej dysponuje mniejszą ilością czasu (od kleryka, księdza czy zakonnika) na samodzielne dokształcanie i budowanie swojej wiedzy o nauczaniu Chrystusa oraz o Kościele.
Z duetu „Ora et Labora” w niniejszej pracy celowo unikam tego pierwszego członu. Jak widać również w podrozdziale dotyczącym celów Kościoła, formacji księży i teologii. O modlitwie w publicystyce jak i w codzienności katolickiej jest stosunkowo dużo. Ciekawą publikacją, niejako opisującą łączenie obu tych sfer działania, jest książka ks. Krzysztofa Bielawnego „Niepodległość wyszła z Gietrzwałdu”. Parafrazując treść tej książki można powiedzieć, że papież Pius IX mocą swojego autorytetu nakazał Polakom zastąpienie energetycznych metod walki o niepodległość metodami walki informacyjnej. Nakazał m.in. pielęgnowanie cnót cierpliwości, stałości i odwagi, modlitwę oraz walkę z grzechem, który jest istotą (również informacyjnego) zniewolenia. Siłę energetyczną w walce nakazał ograniczyć do „środków, które zaleca roztropność” (domyślam się, że miał na myśli cnotę kardynalną opisywaną m.in. przez św. Tomasza wraz z warunkami oraz cnotami pomocniczymi o czym pisze również prof. Andrzejuk we wcześniej przytoczonej publikacji). Następnie Matka Boża swoim objawieniem skonkretyzowała te zalecenia dopominając się o codzienną modlitwę różańcową oraz o porzucenie m.in. grzechów pijaństwa i rozwiązłości. Swoimi objawieniami sprowokowała Polaków do wykonania ogromnej pracy w zakresie walki informacyjnej – wzajemnej komunikacji, organizacji, rozwoju prasy, dowartościowania języka polskiego, zaznajomienia się z historią Polski, rozpropagowania narodowych, patriotycznych, katolickich książek, demaskowania kłamstw kolportowanych przez prasę niemiecką, rozwoju bractw różańcowych, trzeźwościowych itp. itd.
Strach przed prawdą i potępieniem herezji
Wcześniej przypomniałem kogo nazywamy ojcem kłamstwa. W tym miejscu przypomnę, że Chrystus powiedział „jeżeli trwacie w nauce mojej, jesteście prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” [J, 8:31-32]. Z kolei św. Piotrowi wyznaczył konkretne zadanie „Ty ze swej strony utwierdzaj twoich braci” [Łk, 22:32].
Przypomniałem te dwa krótkie wskazania, aby łatwiej było zrozumieć konstatację Dietricha von Hildebranda, którą rozpoczyna pierwszy rozdział swojej książki:
„Jedną z najbardziej przerażających chorób, które dziś szerzą sie w Kośćiele, jest letarg strażników wiary. Nie mam tu na myśli owych biskupów – członków piątej kolumny, którzy niszczą Kościół od środka lub chcą go przekształcić w coś całkiem innego, co równa się zniszczeniu prawdziwego Kościoła. Mam na myśli o wiele liczniejszych biskupów, którzy nie mają takich intencji, a jednak – gdy idzie o interwencję przeciwko heretyckim teologom i księżom lub przeciwko bluźnierczemu deformowaniu kultur – nie czynią żadnego użytku ze swego autorytetu.”8
Do tej kwestii odniósł się niedawno prof. Grzegorz Kucharczyk w rozmowie dla Polonia Christiana9. Twierdzi on (zresztą nie tylko on), że od buntu biskupów wobec encykliki Humanae vitae w Koście Rzymskokatolickim praktycznie występuje schizma. Wskazuje, że strach przed jej eskalacją powstrzymał papieża Pawła VI przed obdarowaniem anatemą nieposłusznych biskupów. Dopowiada również, że takie działanie byłoby ogromnie potrzebnym aktem miłosierdzia wobec wszystkich „maluczkich”, którzy dostaliby jednoznaczny sygnał co należy do prawdziwej nauki Chrystusa, a co jest imitacją prowadzącą na manowce.
W perspektywie rozważań niniejszego artykułu zasugeruję, aby postrzegać Świętą Inkwizycję jako kontrwywiad Kościoła. Z kolei herezję jako ideologię ukierunkowaną na rozbicie Kościoła (społeczeństwa, narodu, państwa) od środka (poprzez eksploatowanie nieuzasadnionych żądań mniejszości) oraz osłabienia przeciwnika wedle znanej zasady „dziel i rządź”. W tym układzie ideolodzy oraz „świadomi” herezjarchowie byliby agentami wpływu bądź funkcjonariuszami wrogich sił (zależnie od charakteru powiązań). Z kolei „nieświadomych” herezjarchów oraz heretyków nazwalibyśmy pożytecznymi ignorantami. I od czego zaczynał ten kontrwywiad?
„Pierwszym krokiem każdego (bez wyjątku) Trybunału Inkwizycyjnego było ogłoszenie tak zwanego czasu łaski, który dawał możliwość dobrowolnego stawienia się heretyków przed trybunał i odwołania błędów, w których trwali. Jak podaje Tyszkiewicz, Czas łaski był okresem namysłu, rozwagi – trwał nie mniej jak dni trzydzieści, ale zazwyczaj dwa i trzy miesiące, a poświęcony był szeregowi misji, publicznych konferencji i dysput najlepszych teologów o prawdach wiary i błędach herezji. Jeżeli heretycy odwołali swe błędy, byli automatycznie uwalniani od jakiejkolwiek winy.”10
Jak widzimy powszechna znienawidzona Inkwizycja zaczynała od tego co jest najważniejsze, a zarazem w warunkach walki informacyjnej byłoby rozstrzygające na korzyść Kościoła – klarowne, z wykorzystaniem autorytetu potępienie kłamstwa wraz z propagandą prawdy wśród katolików na miarę zagrożenia, skali, obszaru itp. Na co dzień tego jednak praktycznie nie doświadczamy. Wyciągnąłbym z tego wniosek, że funkcję atakowanego żołnierza na froncie walki informacyjnej katolicy pełnią również poza Internetem. Skoro kościelny kontrwywiad tego nie robi (a może jednak robi?) …
Wróćmy jeszcze do rozmowy z prof. Kucharczykiem. Proponuje on oczyszczenie bibliotek seminaryjnych z dzieł Karla Rhanera. Jak czytamy w książce Michała Krajskiego11 „Karl Rahner uważany jest za najbardziej wpływowego teologia XX w., który nie tylko oddziaływał na Sobór Watykański II, Kościół posoborowy, ale także wielu teologów (…)”. i dalej:
„Dla tego myśliciela dotychczasowa teologia scholastyczna jest niewystarczająca. Nie pokazuje bowiem, że Jezus Chrystus ujawnia poprzez Wcielenie naturalne zdolności człowieka. Można odpowiedzieć, że oczywiście tradycyjna teologia o tym nie mówiła. Jest to bowiem teza Różokrzyża, który zakłada, że Chrystus ujawnił boskość człowieka.
Rahner jest twórcą także koncepcji „anonimowego chrześcijaństwa”. Zakłada ona, wbrew teologii katolickiej, że każdy człowiek nosi w sobie łaskę Bożą i przez to już jest chrześcijaninem, nawet jeżeli sobie tego nie uświadamia i nie wierzy w Boga. Ludzie mogą odnaleźć Boga w każdej religii a nawet w ateizmie. Tym samym teolog ten uznał tezę Różokrzyżowców o tym samym źródle wszystkich religii i ich twierdzenie, że wiara człowieka ostatecznie jest wewnętrzna i nie musi objawiać się na zewnątrz.
Autor ten krytykował wiele prawd katolickich, w tym m.in. nauczanie na temat antykoncepcji czy tego, że kobiety nie mogą zostać kapłanami.”
Karl Rahner był współzałożycielem pisma „Consilium”, które współczesnym żargonem moglibyśmy nazwać „think tankiem” ukonstytuowanym w celu wdrożenia rewolucyjnych zmian w Kościele Katolickim. Przykładowo innym współzałożycielem był Johann Baptist Metz, którego Krajski scharakteryzował m.in. tak: „Teolog ten w swoim dziele „Teologia polityczna” uznał, że trzeba dążyć do stworzenia kościoła światowego. Ma on koncentrować się na nauce akceptacji dla wszelkiej inności, a także głosić przesłanie wolności i sprawiedliwości. Ma być to kościół cechujący się „fundamentalną opcją na rzecz ubogich”. W książce tej Metz sprowadził religię do pamięci o cierpieniu człowieka i do współcierpienia wraz z nim. Tak opisana religia jest wprost religią masońską. Metz powiązał ją z marksizmem, przez co zaliczany jest do zwolenników teologii wyzwolenia.”
Jako podsumowanie tej części proponuję fragment z rozmowy z o Augustynem Pelanowskim OSPPE12
„(…) Ale na tyle, na ile potrafię, zgodnie ze swoim sumieniem katolika-kapłana głoszę wszędzie i gdzie się da prawdę zgodną z doktryną katolicką rozpoznaną w Piśmie Świętym i Magisterium Kościoła w jego całej dwudziestowiecznej ciągłości.
Straszną rzeczą jest nic nie robić albo zbywać to milczeniem. Najgorszą rzeczą jest brak sprzeciwu. (…) Trzeba głosić prawdę – ludzie muszą mieć dostęp do autentycznej nauki o Jezusie Chrystusie (…)”.
Koniec części 2.
1Por. chociażby „Rola taktyki, sztuki operacyjnej, strategii i ideologii w działanich społecznych”, w: Naukowe…, s. 9-24.
2Artur Andrzejuk, Tomasz z Akwinu jako filozof, Warszawa 2017, s. 23.
3Tamże, s. 140-141.
4 https://www.youtube.com/watch?v=wksSfcSosjU
5Te Deum, tłum. Tomasz Maszczyk, Gdzie jest Twoja Msza, kapłanie?, Warszawa 2005.
6Kościół i pentekostalizacja – w stronę protestantyzmu, https://www.youtube.com/watch?v=ZBC876LRGvY
7M. Krajski, Tradycja zanegowana, Lublin 2016, s. 6.
8Dietriech von Hildebrand, Spustoszona winnica, Warszawa, wydanie III, s. 13.
9Humanae vitae i bunt. Trudna jest ta mowa, https://www.youtube.com/watch?v=oxcMygssFMY
10Roman Konik, W obronie Świętej Inkwizycji, Wrocław 2004, s.91
11Cytaty będą pochodzić z podrozdziału „Rola „ekspertów” na Soborze Watykańskim II i po nim” w: M. Krajski, Luter i Różokrzyżowcy, Częstochowa 2018. s. 166 – 169.
12„Fałszywy wizerunek Jezusa”, w: Polonia Christiana Styczeń – Luty 2018 (60), s. 65.
One thought on “Kościół pod obstrzałem, czyli katolik w dobie prześladowania informacyjnego – część 2”